Dlaczego opuszcza mnie nawet mój własny cień, a szczęście nie puszcza zalotnie oczka? Zaczynam gadać do puszki po groszku konserwowym. Szukam oparcia w słoiku po pieczarkach w naturalnej zalewie. Może jeszcze posłodzę ziemniaki, których i tak nie mam w domu. Albo poleję galaretkę agrestową musztardą sarepską. Przypominam Alicję z Krainy Czarów, która zgubiła się w lesie i zupełnie nie wie gdzie pójść…
Chciałam być w kilku miejscach w tym samym czasie. Będąc w jednym, zastanawiałaś się, co mogłoby się zdarzyć gdzie indziej. Kręciło mnie takie rozdwojenie, które paradoksalnie dawało mi tak potrzebne poczucie zakotwiczenia na znanym lądzie. Bardzo lubiłam spotykać się z ludźmi, którzy tak dużo dla mnie znaczyli (właśnie, „znaczyli”, bo to już przeszłość). Nie da się ukryć: albo oni jako aktorzy zawiedli albo ja jako reżyserka położyłam spektakl. Nie ma się co oszukiwać, życie bywa teatrem. Albo jak wolą teleoglądaczki, nowelą, której podobno nigdy nie ma się dosyć, a potem zostają tylko białe włosy. Wolę wielowątkowe powieści z nieprzewidywalnym zakończeniem.
Nie chcę mieć wszystkiego podanego na lekko wyszczerbionym talerzu. Takie wyszczerbione talerze w ogóle nie wchodzą w grę. Mam swój ulubiony, w kolorze lekko dojrzałych oliwek. Jedyny, niepowtarzalny. Zobaczyłam go w stosie kilkuset innych, na jakimś targu, we włoskiej mieścinie, której nie ma chyba na żadnej mapie. Lubię takie klimaty. Tęsknię, kiedy wyjeżdżam, wracam, z takimi właśnie talerzami, miskami, sztućcami. Po co mi tyle łyżek? Dlaczego lubię je po prostu mieć? Czy to takie przyjemne, otworzyć szafkę i wpatrywać się w łyżeczkę, którą być może kiedyś wykorzystam do nabrania konfitury malinowej?
Pobyt na Wyspie Hendersona na Oceanie Spokojnym w czasie zapętlenia wyśmienicie wpłynąłby na moją plątaninę myśli. Wiem, że przyroda wyposażyła ją w niebezpieczne rafy, które otaczają ją łańcuchem stromych, trudnych do przebicia klifów. Gąszcz gęsto splecionych ze sobą roślin odstrasza przed jakąkolwiek próbą wejścia. Każdego, ale nie mnie, przynajmniej w tych okolicznościach przyrody. Niepowtarzalnych, oczywiście. Tylko ja, te różne krzewiaste zarośla, lasy wysokie na dziesięć metrów, bajecznie kolorowe papugi i kraby palmowe, które z wielkim entuzjazmem wdrapują się na palmy kokosowe, rozłupują orzechy i wylizują smakowity sok. Tam mogłabym nabrać dystansu do tego całego zapętlenia.
Bez wątpienia, nie dla mnie Cejlon, wyspa o największej gęstości zaludnienia. Za to całkiem niezła byłaby Malta. Jest tam tyle krętych nadmorskich dróg, że rzeczywiście można zgubić samą siebie. Albo może poszukam nowej siebie na Saharze. Zbuduję kilka zamków z piasku, znajdę różę pustyni, poskaczę jak skoczek pustynny. A może skoczę na Bornholm! Na rowerze objadę go wzdłuż i wszerz w ciągu jednego dnia. Będę mogła spotkać jeże olbrzymy. Podobno, w ciemne, pogodne noce widać z Kołobrzegu światła miasteczek na Bornholmie.
Zatrzymywałam się, żeby powąchać herbacianą różę, pogapić się na bałwana, któremu akurat odpadł marchewkowy nos czy też rozpływałam się nad widokiem, aromatem i smakiem tortu truskawkowego. Lubiłam słuchać kolorów swoich snów. Byłam lekko ironiczną obserwatorką codziennej krzątaniny na skrzyżowaniach, w sklepach zoologicznych, w tramwajach czy po prostu w jakiejś bliżej nieokreślonej na mapie czasoprzestrzeni. Zbierałam maski weneckie. To lekko kiczowate, te przeraźliwie kolorowe kształty księżyca, słońca, kwiatów, lwów… Teraz może zacznę kolekcjonować przepalone żarówki albo sznurowadła.
Każdy dzień wypełniony był do granic pojemności czasowej. Nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Tak mi się przynajmniej wydawało. Byłam oczywiście w błędzie, ale czasami tak jest, że wszystko jest posegregowane właśnie tak, jak być powinno. Ogromnie rzadko, ale zdarza się. Doskonale o tym wiem. Po prostu szłam, i czułam, że wszystko ma niesamowity sens. Zabawne, ale ten sens był niemalże widzialny, dotykalny. Byłam przekonana, że tak będzie w każdy kolejny wtorek, czwartek, podobnie zresztą, jak w inne dni tygodnia. Na szczęście, nawet wtedy, kiedy życie ma ochotę trochę zapętlić naszą codzienność, warto mieć w głowie tę myśl, że to przejściowe. Po burzy, przychodzi słońce. I cieszy nas wtedy naprawdę nieziemsko…
Komentarze
Ostatnio dodane
Znajdziesz mnie na Instagramie, zapraszam!