Na początku pandemii ogromnie brakowało mi nie tylko podróży, ale także snucia planów o kolejnych miejscach, które chciałabym zobaczyć. Mieliśmy jeden wielki znak zapytania. Przez pewien czas nawet wyprawa do najbliższego lasu stała się owocem zakazanym. Obłęd. Po dwudziestu kilku miesiącach rzeczywistość nadal pozostawia wiele do życzenia, chyba wszyscy tęsknimy za przedcovidovą codziennością. Kiedy pewnego dnia przeszukiwałam sieć, aby choć na kilka chwil przenieść się na drugi koniec świata, odkryłam blog Karoliny Balewskiej http://www.mojaustralia.com.
Przyznam, że jego lektura dodała mi skrzydeł, poczułam, że jednak wszystko może się zdarzyć! Z wielkim zaciekawieniem czytałam o tym, jak dzięki jednemu spotkaniu, jej świat zmienił się o 180 stopni. Pomyślałam sobie, że jej życie byłoby świetnym scenariuszem na film. Z tego, co wiem, film jeszcze nie powstaje, za to można przeczytać książkę „Droga do mojej Australii” (Brisbane 2021). Pochłonęłam ją w ciągu weekendu. Zupełnie zapomniałam o swoim warszawskim życiu, a razem z Karoliną przeniosłam się na ten wielokulturowy kontynent, na drugi koniec świata…
Dopiero co wróciła do Trójmiasta po trzech latach studiów w Anglii. Planowała zacząć nową pracę w Sopocie. Zupełnie nie wiedziała, co ją czeka na antypodach. Wiedziała natomiast, kto na nią czeka. Artur, chłopak poznany pół roku wcześniej na jednym z azjatyckich lotnisk w czasie odprawy paszportowej. Coś kliknęło między nimi. I to chyba bardzo mocno, skoro zdecydowała się odwiedzić go na drugim końcu świata. Jakie to romantyczne, jakie niesamowite! Ze strony serca była to bardzo dobra podpowiedź, z tej racjonalnej pojawiało się wiele pytań bez odpowiedzi… Zastanawiałam się, co zrobiłabym na miejscu Karoliny. To samo!
Zanim doszło do spotkania w Krainie Kangurów zakochani mnóstwo czasu spędzali na Skypie, kilometry i różnice czasowe nie miały najmniejszego znaczenia. Tęsknota i chęć bycia razem wyznaczała kolejne spotkania gdzieś w Europie. W końcu Karolina postanowiła zacząć wszystko od początku. Z Arturem. To wszystko trwa już dekadę, niedawno minęło 5 lat, od kiedy została obywatelką Australii. Nie ukrywa, że przez pierwszych kilka lat miała ochotę spakować się i wrócić do Polski. Wciąż brakuje jej najbliższych z którymi nie może się spotkać spontanicznie, wszystko trzeba dokładnie zaplanować. Wielogodzinne loty potrafią porządnie zmęczyć. A pandemia wszystko jeszcze bardziej skomplikowała. W końcu to drugi koniec świata!
Wyjaśnia, dlaczego można się mocno rozczarować idyllicznymi wyobrażeniami w zderzeniu z rzeczywistością. Niektórym się wydaje, że Australijczycy większość czasu spędzają na plaży i nie mają większych kłopotów. No, niekoniecznie. Karolina daje mnóstwo praktycznych wskazówek; co zwiedzać, czego warto spróbować, jak się dogadać z tubylcami. Na pewno nie znajdziemy tu suchych faktów okraszonych byle jakimi zdjęciami. Fotografie też robią wrażenie. Chciałabym zobaczyć pory roku do góry nogami!
Po przeczytaniu tej książki nabrałam jeszcze większego apetytu, aby wyruszyć na drugi koniec świata. Mam nadzieję, że tam dolecę i za jakiś czas zamieszczę swoje wrażenia na blogu. Myślę, że dla wielu osób „Droga do mojej Australii” będzie świetną motywacją do tego, aby nie tylko marzyć, ale przede wszystkim dążyć do tego, by te marzenia realizować. Dzięki Karolinie wiem, że spotkania z jadowitymi wężami i pająkami, a także rekinami, wbrew temu, co wcześniej słyszałam, naprawdę bardzo rzadko kończą się tragicznie. To pocieszające! Na pewno z przyjemnością poznałabym kuoki, podobno najszczęśliwsze zwierzęta w Australii.
Komentarze
Ostatnio dodane
Znajdziesz mnie na Instagramie, zapraszam!