Bardzo często najsurowszym krytykiem jest głos, który mieszka w naszej głowie. Wytyka, osądza, wymaga, karze, wzbudza poczucie winy… To on sprawdza myśli, kontroluje zachowania i powstrzymuje przed twórczym działaniem. Obniża naszą samoocenę, a wzmacnia brak pewności siebie. Blokuje nas przed realizacją planów i marzeń. Największe spustoszenie sieje w psychice. Uważa, że na wszystkim się zna i dorzuca swoje trzy grosze. Analiza i rozmyślanie to jego ulubione zajęcia. Ten głos jest w ogromnej mierze odpowiedzialny za prokrastynację. To część nas, która towarzyszy nam najczęściej od dzieciństwa.
Oczywiście. Jeśli byliśmy na każdym kroku strofowani, porównywani do innych istnieje duże prawdopodobieństwo, że w dorosłym życiu podszepty wewnętrznego krytyka będą nam podkopywać wiarę we własne możliwości. Niewinnie brzmiące uwagi rodzica, babci, dziadka czy nauczycielki; „Nie warto zaczynać i tak sobie nie poradzisz”, „Innym tak łatwo to przychodzi, a ty wciąż stoisz w miejscu” potrafią „zamrozić”. Przykłady można oczywiście mnożyć bez końca. Kiedy zdecydujemy się na odważny krok, nasz wewnętrzny krytyk będzie nas ostrzegał, że narazimy się na wyśmianie, jeśli nam się nie uda, np. „Ośmieszysz się!”, „Wstydź się!”. Gdy popełnimy błąd, będzie mówił, że jesteśmy do niczego i już nic w życiu nie osiągniemy.
Strachem! Bez przerwy wyolbrzymia nasze niedoskonałości, zupełnie nie widzi mocnych stron. Osoba, która wciąż słyszy, że sobie z niczym nie radzi, nawet w sytuacji, kiedy, np. upiecze ciasto z zakalcem stwierdzi, że jest beznadziejna, bo nawet ciasto jej nie wyszło. Gdyby tych podszeptów nie słuchała, powiedziałaby po prostu, że tym razem się nie udało, ale następnym na pewno będzie wszystko w porządku. Krytyk uważa, że lepiej siedzieć cicho, w swojej strefie komfortu, bo wtedy życie nie będzie sprawiać bólu. Chce nas zamknąć w bańce, w której nikt nas nie zrani…
Najczęściej o tym, jak są beznadziejni, że do niczego się nie nadają. Uważają się za kogoś gorszego od innych, mają poczucie, że cały czas powinni podejmować wysiłek, by czuć się kimś lepszym. Jedna z moich pacjentek na studiach ma średnią ocen 5.5. Według niej jest bardzo niewystarczająca, bo przecież mogłaby mieć 6. Inna ogromnie chciałaby pisać wiersze, ale wewnętrzny krytyk podpowiada jej, że zrobi z siebie pośmiewisko, więc lepiej niech w ogóle nie zaczyna. Czasami pytam swoje pacjentki, czy koleżance też powiedziałyby, że jest głupia na podstawie jednego gorzej wykonanego zadania. Oczywiście nie! Inni mają prawo do błędu, bo są wartościowi, a więc potknięcia można im wybaczyć. A im nie wolno, bo na to nie zasługują. Błędne koło. Dowody uznania, komplementy u takich osób od razu wywołują podejrzliwość. Świetne jest ćwiczenie, które bardzo lubią osoby, które korzystają z mojego wsparcia: odmitycznianie krytyka. Wyobrażają go sobie jako kogoś, kogo nie znoszą, rysują go, piszą o nim najgorsze rzeczy, a potem, jeśli tylko mają ochotę drą kartkę.
Poradzenie sobie z krytykiem naprawdę jest możliwe. Trzeba pamiętać, że jest to proces na który potrzeby jest zarówno czas, jak i dużo cierpliwości. Podstawa to zdać sobie sprawę, że żyjemy w dyskomforcie, że to nam przeszkadza. Kiedy krytyk za bardzo się panoszy, warto skorzystać z psychoterapii. Istotne jest to, by zauważyć, co myślimy o sobie i pamiętać, że uczucia są wynikiem tego, co myślimy. Jeśli nasze myśli są zniekształcone, nasze uczucia nie odzwierciedlają rzeczywistości. Potrzebna jest praca nad emocjami, bo myśli pojawia się pierwsza, a potem wywołuje jakąś emocję. Zamiast z krytykiem walczyć, lepiej z nim porozmawiać, czasami na niego tupnąć. Posłuchać, co ma nam do powiedzenia i spróbować to zracjonalizować. I nie zapominać o tym, że wyświetla przed nami film, który jest fikcją. Dobrze jest wypisać na kartce, co w sobie lubimy, zauważyć nawet najmniejsze sukcesy. To pozwoli krok po kroku uwierzyć w siebie. I uciszyć krytyka.
Komentarze
Ostatnio dodane
Znajdziesz mnie na Instagramie, zapraszam!