„Drobne przyjemności, czyli z czego się cieszyć, gdy życie nie rozpieszcza” to lekcja odkrywania i doceniania zwykłych, prawie niedostrzegalnych czynności, rzeczy czy zjawisk. Potrafią one dodać odrobiny magii do naszej rzeczywistości. Przyznam, że tytuł, a także intrygująca, minimalistyczna okładka z sympatycznym jamnikiem bardzo mnie zaciekawiły.
Ostrzegam: lepiej nie nastawiać się, że kiedy wprowadzimy w życie kilka z jej pomysłów, będziemy żyć w wiecznej euforii. To niestety tak nie działa! Ta książka może pomóc odkryć niezwykłość w pozornej zwykłości. Lubię ją otwierać w losowo wybranym miejscu. I chyba właśnie tak najlepiej ją czytać, a nie od deski do deski. Dzisiaj, np. był to rozdział zatytułowany „Komplementy”. Niby nic odkrywczego, a jednak wciąga… Autorka uwielbia regularnie komplementować innych. Czasami przemyka między przechodniami tylko po to, by zapytać dogonioną osobę, gdzie kupiła fantastyczną bluzkę. Zazwyczaj odpowiedź nie jest konkretna, ale coś w stylu „Och! Na małym straganie ulicznym w Peru cztery lata temu”. I tak jest: zazwyczaj, kiedy słyszymy coś sympatycznego o sobie, zaczynamy to umniejszać, a przecież sprawia nam radość. Warto to zmienić!
Inne dużo mniej albo wcale. Część muszę na sobie przetestować i wtedy okaże się do której grupy je zaliczę. Uwielbiam ciszę, wyglądanie przez okno, szeleszczenie jesiennych liści, obserwowanie psiaków na spacerze. W ogóle nie działała na mnie czytanie na plaży (choć czytać lubię ogromnie, ale w innych okolicznościach!) chodzenie w szlafroku to też nie moja bajka…. Fanką muzyki techno też nie jestem, nie sądzę, by to się zmieniło. Gapienie się na to co nade mną? Uwielbiam! Głupawka? O tak! Lektura tej książki przypomniała mi, jak dobrze czujemy się, gdy coś zgubiliśmy i udało nam się to odnaleźć. Zapach świeżo zmienionej pościeli, pobiegowy haj, kupowanie staroci, radość z delektowania się czekoladą czy kawą, można wymieniać bez końca!
Kilkanaście lat temu czytałam „Pierwszy łyk piwa i inne przyjemności” Philippe‘a Delerma. Książka była reklamowana jako biblia miłośników życia. Wtedy bardzo mi się podobała i do dziś pamiętam niektóre rozdziały. Jeden z nich był o frajdzie, jaką daje uchwycenie dnia, w zawieszonej chwili, kiedy wszystko jest jeszcze możliwe. Książka Hannah Jane Parkinson może być dobrą motywacją, by odkrywać swoje własne przyjemności. Znalezienie drogi na skróty, przeczekanie deszczu, spontaniczna jednodniowa wycieczka, szlifowanie nowych umiejętności… Dzięki tym felietonom dowiedziałam się, jak ważna jest chwila po przebudzeniu, ile magii ma w sobie mięta, dlaczego kieszenie to sprawa feministyczna. Czasami niewiele potrzeba, by poprawić sobie nastrój. To drobiazgi, których być może nie doceniamy, a na pewno możemy być za nie wdzięczni.
Komentarze
Ostatnio dodane
Znajdziesz mnie na Instagramie, zapraszam!