Ta data jest tak istotna, bo skierowała moje rękodzielnicze życie na zupełnie niespodziewane tory. Od kiedy pamiętam, dziergałam na szydełku mnóstwo kocyków, zabawek dla najbliższych. Poczułam jednak taką silną chęć, by zacząć prezentować swoje prace w największej galerii, jaką jest miasto.
9 czerwca uświadomił mi, że przełamanie strachu przed pokazaniem swojej działalności może otworzyć ocean możliwości. Nie byłam w stanie wyobrazić sobie takiej ścieżki dla tego, co robię. A to wszystko wydarzyło się, ponieważ zebrałam się na odwagę, wyszłam na ulicę, przygotowałam instalację. I zadziałałam w jakiś niepozorny czerwcowy wieczór. Stłumiłam głos o niepotrzebnym rzucaniu się w oczy. Dzięki temu, co wtedy zrobiłam, spotkało mnie wiele dobrego.
Urban art zawsze mnie bardzo intrygował. Bez szydełkowania nie wyobrażam sobie życia. Przygotowanie kolorowego wdzianka na ławkę na Kawęczyńskiej zapewniło mi wiele przyjemnych wieczorów z włóczką. Tworzyłam kwadraty w różnych okolicznościach: na kanapie przy filmie i serialu, w podróży, w trakcie luźnych pogaduszek.
Postanowiłam zacząć od totalnej szydełkowej klasyki – kwadratu babuni w kilku wariacjach. Każdy kolor miał przypisany swój wzór, ale zdarzały się odstępstwa. W marcu rozpoczęłam produkcję kwadracików.
Przejrzałam wszystkie domowe zakamarki. Nie spodziewałam się, że uda mi się uzbierać aż tyle włóczek. Sprułam kilka rozpoczętych, ale nierokujących robótek. Kiedy wyczerpałam już wszystkie swoje zapasy, udałam się na spacer po warszawskich second handach.
W pierwszy weekend czerwca miałam już zszyte dwie płachty, łącznie 116 kwadratów plus obramowanie. W niedzielny, wydawało mi się, że dość późny wieczór, około godz. 22 wybrałam się zainstalować wdzianko. Ktoś mi zrobił zdjęcie, wrzucił do internetu, no i zaczęło się… Wróciłam w poniedziałkowe przedpołudnie, aby poprawić mocowania materiału. Górną część ktoś próbował w nocy zdjąć, ale zrezygnował dość szybko. Lubię myśleć o tym tak, że moja praca spodobała mu się na tyle, że postanowił ją przygarnąć.
Tak, to moje miejsce na świecie! Chciałam w pozytywny sposób zaznaczyć tutaj swoją obecność. Uśmiechnąć się do sąsiadów. Zrobić coś, co poprawi nastrój w naszej codzienności. Zależało mi, aby zaskoczyć przechodniów czymś nieoczywistym w przestrzeni publicznej. Skłonić do zwracania większej uwagi na nasz wspólny teren i zaszczepić nieśmiałą myśl, że o dobro wspólne warto dbać. Kibicuję lokalnym biznesom, staram się w pierwszej kolejności korzystać z ich usług.
To co mnie tak cieszy to to, że projekt spodobał się i pozwolił aktywizować mieszkańców Szmulek i Michałowa. Drugie, a także trzecie ubranie ławki powstało już przy wsparciu mieszkańców Pragi na dzielnicowych warsztatach z yarnbombingu. Przez ostatnie pięć lat poznałam mnóstwo świetnych osób, organizacji, wzięłam udział w wielu ciekawych projektach. Swoje prace podpisuję jako Cochlea. Cudownie, że tyle jeszcze przed nami!
Magda Sayeg zapoczątkowała tę coraz bardziej popularną dziedzinę sztuki. Zaczęła od obszycia klamki w swoim butiku w Houston w Teksasie. To było w 2005 roku. Po jakimś czasie ozdobiła cały autobus miejski. Wdzianka z włóczki nie należą do trwałych. To sztuka ulotna, która wprowadza kolor do naszego miejskiego krajobrazu oraz zwraca uwagę na wspólną przestrzeń. Nazywa się ją najczęściej „bombardowaniem włóczką” lub „dzierganym graffiti”. Farbę zastępują różności stworzone z włóczki.
Ograniczeniem może być tylko fantazja. Niecodziennie przystrojone ławki, drzewa, słupki drogowe czy postoje rowerowe wnoszą coś optymistycznego. Sprawiają, że na kilka chwil zatrzymujemy się.
Dzierganie na drutach czy szydełku to świetny sposób na odreagowanie stresu. Uczy cierpliwości, dokładności, pozwala się wyciszyć. No i bardzo szybko widać efekt! Mam pracę biurową i yarnbombing jest dla mnie fantastyczną odskocznią. Lubię być na bieżąco i regularnie przeglądam w Internecie, co dzieje się w tym temacie zarówno w Polsce, jak i na świecie.
Kawęczyńska znów cieszyła oczy kolorowymi włóczkowymi postaciami z bajek, motywami zwierzęcymi i roślinnymi, daniami z makaronu Był tort i pączki z włóczki. Nie zabrakło Syrenki. Ubraliśmy też przystanek tramwajowy, ozdobiliśmy patchworkami okna oraz stworzyliśmy wyjątkowe skrzydła motyla z piór, przy których można było robić bajeczne zdjęcia. W 2024 roku ozdobiliśmy około 200 słupków drogowych, dla porównania w czasie debiutu zaledwie 6.
Akcja prowadzona jest w ramach sąsiedzkiej inicjatywy „Moje Szmulki”. Zaangażowali się w nią nie tylko mieszkańcy, ale także organizacje, szkoły oraz przedsiębiorcy związani ze Szmulikami. I z roku na rok jest ich coraz więcej, to bardzo cieszy! Spotkania, podczas których dziergamy odbywają się w każdą środę. Wszyscy miłośnicy szydełkowania i robienia na drutach są mile widziani. Początkujące osoby oczywiście też, wszystkiego nauczymy i przyjemnie spędzimy czas. Zapraszamy do Punktu dla Pragi na ul. Łochowskiej 1/29 od godz. 18 do 20.
Zdjęcia z akcji „Moc włóczki na Szmulkach” są autorstwa Sylwestra Klimiuka, otwierające z archiwum prywatnego Pauliny.
Komentarze
Ostatnio dodane
Znajdziesz mnie na Instagramie, zapraszam!